poniedziałek, 23 września 2013

Przepraszam + Rozdział 3

TAK, WIEM, ZAWALIŁAM. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że całe wakacje po powrocie z obozu całe wakacje byłam zawalona po uszy dokumentami, które musiałam wypełnić, zajęciami z dziećmi, które musiałam przeprowadzić i milionem innych spraw. Po tym było już tylko gorzej, zaczął się rok szkolny i tak jakby trochę nie wyrabiam z 8 godzinami polskiego, 7 angielskiego, 5 historii i 3 matmy w tygodniu. Ale wiem, że to mnie nie usprawiedliwia i powinnam była dodawać rozdziały regularnie. Tak czy inaczej, między zadaniami z matmy a nauką na fakultet z historii i czytaniem trzeciej lektury w tym roku, udało mi się naskrobać takie oto coś. Enjoy!

            -Dziwnie tu – mruknęłam na widok tych wszystkich sklepików mieszczących się w centrum Bełchatowa. Może nie było ich jakoś tak mało, ale dorastałam w Warszawie, na litość boską. – Powiedz, że jest tu gdzieś Starbucks, albo chociaż Coffee Heaven…
-Nie marudź! Nie jesteśmy w Paryżu, nie wybrzydzaj. Jak chcesz dobrą kawiarnię to pojedziemy kiedyś do Łodzi – krzyczała Daniela. Cóż, musiała to robić: nie wykazywałam ochoty do dalszej wędrówki. Okej, stanęłam na środku chodnika i zaczęłam palić. Ale to nie moja wina.
-A dostanę tu chociaż Danielsa? – spytałam.
-Tam na wprost masz monopolowy. Mają wszystko.
-Czemu wcześniej tego nie mówiłaś, zła kobieto! Idziemy – zawołałam, łapiąc dziewczynę za rękę. – Nie piłam od prawie dwunastu godzin!
-Katastrofa – zaśmiała się moja towarzyszka. – Kupimy jakąś wódkę, fajki i wracamy, może nie zauważą że nas nie ma.
-Jasne, znając moje szczęście… Nie wiem, może mnie stąd wywalą... Fajnie byłoby wrócić do starej, dobrej Warszawy.
~*~
-GDZIE WYŚCIE BYŁY, SZUKAMY WAS OD GODZINY! CO WAS NAPADŁO, ŻEBY SAMOWOLNIE OPUSZCZAĆ SZKOŁĘ?! MOŻE BYŚCIE COŚ POWIEDZIAŁY, Z ŁASKI SWOJEJ?! – darła twarz dyrektorka. Była w tym chyba mistrzynią, ta w starej szkole nie potrafiła rozdziawić ust nawet w połowie tak szeroko.
-Nie wiedziałam, że nie wolno nam wychodzić… - zamrugałam, udając niewiniątko. – To ja przekonałam Danielę, żeby pokazała mi miasto, bo byłam pewna, że tak jest w porządku…
-Można wychodzić… Tylko najpierw trzeba komuś powiedzieć. W szkole z internatem panują pewne zasady, Misiu…
-Michalino – powiedziałam twardo. Niech mówi jak chce, ale od „Misi” niech się trzyma z daleka.
-Słucham?
-Nie lubię jak się tak do mnie mówi. Jakkolwiek inaczej, ale nie tak – mówiłam prawdę. Chociaż przyznaję, kiedy Kurek użył tego zdrobnienia zrobiło mi się jakoś tak cieplej. I to nie w okolicach podbrzusza, ale raczej serca, co nie zdarzało mi się nigdy.
-No dobrze, Michalinko. Jeśli tak wolisz… Mam tu Twój plan zajęć, myślę, że Ci się spodoba. Zostawię cię samą, chyba że masz do mnie jakieś pytania.
-Właściwie tak… Czy mogłybyśmy wyjść dziś wieczorem z Danielą na spacer po mieście? Jest takie urocze, a zdążyłyśmy zwiedzić tylko malutką część. Chciałabym je lepiej poznać, skoro na najbliższe kilka miesięcy jest to mój dom – uśmiechnęłam się tak słodko, jak tylko potrafiłam.
-No dobrze, dziecko – spojrzała na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – Tylko nie wracajcie zbyt późno – punkt dla Michaliny. Wiedziałam, że się nabierze na smutne oczka i udawany entuzjazm. Gdy tylko wyszła, wstałam z krzesła, które zajmowałam i rzuciłam się na łóżko. Poczułam, że muszę się napić, bo dłużej tego nie wytrzymam. Wyjęłam z torebki ćwiartkę brzoskwiniowej wódki i opróżniłam ją całą. Nie, żeby jednym łykiem. Bardziej trzema… Kiedy mój nastrój już jako tako uległ poprawie zerknęłam na plan, który wręczyła mi dyrektorka. Jutrzejsze lekcje prezentowały się znośnie (na dziesiątą, dwie matmy, okienko i dwa fakultety z angielskiego), więc mogłam dziś zaszaleć. Ciągnęło mnie żeby zapalić, ale jednocześnie nie miałam ochoty. Żeby mimo wszystko się nie skusić wstałam i leniwie poczłapałam w stronę pokoju Danieli.
-Danielciu – wydarłam się otwierając drzwi pokoju 201. Nie pukałam, jak zawsze. – Zgadnij kto idzie dzisiaj do jakiegoś klubu wieczorem…
-Nie mów do mnie ‘Danielciu’ – skrzywiła się. – Kto idzie?
-My, kotuś.
-Możesz mówić ‘Danielciu’. Jak to zrobiłaś? – zainteresowała się nagle.
-Ma się swoje sposoby. Wychodzimy o osiemnastej. Przyjdź o szesnastej mnie obudzić, chyba się prześpię przez te dwie godzinki…
~*~

-Miśka! Wstawaj głupku, obiecałaś że wychodzimy – ktoś skakał po mnie, jednocześnie okładając mnie poduszką po głowie.
-Zamknij się i umrzyj – wyjęczałam. Chciałam sobie spokojnie pospać, a tu jakieś nadpobudliwe dziecko darło twarz.
-No nareszcie… Już miałam sięgnąć po twoją gitarę i zacząć rzępolić ci nad uchem…
-Dotknęłaś Holly? – natychmiast otworzyłam oczy i ujrzałam Danielę ściągającą ze mnie kołdrę.
-Czego? – spytała zdezorientowana.
-Mojej gitary – westchnęłam. – Dotknęłaś, czy nie?
-Nie, mówię przecież że to była ostateczność…
-Dobra, to teraz słuchaj: Holly się nie dotyka. Tak samo jak Jonathana – kiwnęłam ręką w stronę keyboardu. – Harrisa, gitary którą ojciec ma mi dowieźć w najbliższym czasie, też nie wolno dotykać. Rozumiesz? – spytałam, całkiem już rozbudzona.
-Tak jest – zasalutowała mi. – A teraz ruszaj dupę, idziemy się szykować.

-Byle delikatnie, wszyscy myślą, że idziemy pozwiedzać Bełchatów… - mruknęłam. No cóż, okazało się, że słowo „delikatnie” w słowniku moim i Danieli znaczy zupełnie co innego. Po godzinie miałam loki dosłownie na całej głowie, mocno wytuszowane rzęsy, oczy podkreślone eyelinerem i jasną szminkę na ustach. Daniela wyglądała podobnie, dla odmiany miała jednak idealnie wyprostowane włosy. Byłam ubrana w krótką sukienkę w kolorze czarnym, co oczywiście było pomysłem mojej koleżanki. Sama też założyła sukienkę, tyle że nieco dłuższą niż moja i w delikatnym, fiołkowym kolorze. Co dziwne, dyrektorka w naszym wyglądzie nie zauważyła nic szczególnego. Kazała nam tylko bawić się dobrze i wrócić przed północą, bo o tej porze zaczyna się cisza nocna. Taksówką podjechałyśmy pod mały klub w centrum miasteczka. Wyglądał dość porządnie, jak wszystko tutaj. W środku niewielka grupa osób, tych uprzywilejowanych. Powietrze pachniało intensywną mieszanką alkoholu, dymu tytoniowego i perfum. Nie był to jednak zapach nieprzyjemny, wręcz przeciwnie. Wolnym krokiem podeszłam do baru, zamówiłam whiskey z lodem i zaczęłam kokietować barmana. Był młody, na oko może dwadzieścia lat i nawet niebrzydki. Moją niewinną zabawę przerwał znajomy głos szepczący wprost do mojego ucha krótkie „tęskniłem” a następnie ktoś wepchnął swój język do moich ust.


PS. Obiecuję że następny będzie dwa razy dłuższy i pojawi się już w ten weekend, prawdopodobnie.

8 komentarzy:

  1. No to już wiemy kto tęsknił ;D całe opowiadanie zapowiada się całkiem fajnie ;) czekam na dalsze rozdziały ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. jej czekam na następny, ta Michalina to ostra dziewczyna <3 mam nadzieję, że za bardzo się nie stoczy...

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne, świetne! :3
    czekam na kolejne.
    http://bez-ciebie-jestem-niczym.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wykażę się żadnym opisem swoich blogów, który mógłby cię zainteresować i zachęcić do przeczytania. Jednak zostawię linki, z nadzieją, że wpadniesz, przeczytasz i skomentujesz. :D
    http:/bezostrzezenia.blogspot.com
    http:/lirycznedramatyczne.blogspot.com
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kłamca, kłamca - pisz następny odcinek :P Wprawdzie lejesz wodę równo: cisza nocna o północy nawet w akademiku nie istnieje, a butelki wódki nie pije się od tak (sprawdzone) ale i tak mi się podoba :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny :D A kiedy następny ? :p

    OdpowiedzUsuń