piątek, 2 sierpnia 2013

1. Jeśli się zastanowić, nie powinnam żyć, bo to demoralizuje innych.

Wszystko było super. Byłam na imprezie, trochę wypiliśmy, nie za dużo, tak tylko żeby się dobrze bawić. Karol nareszcie zebrał się na odwagę i zaprosił mnie na randkę. Wszystko działo się szybko, może nawet aż za bardzo. Towarzystwo było wesołe, muzyka dobra, nawet piwo, które – notabene – było jedynym napojem alkoholowym na urodzinach Kryśki, smakowało jakoś bardziej. Choć piwa ogólnie nie lubię, wolę wódkę albo whiskey. Najbardziej whiskey. Tańczyliśmy, wygłupialiśmy się… Ale w jednej sekundzie wszystko się skończyło. Ktoś z sąsiedztwa zadzwonił po policję. Dwaj mundurowi wpadli z alkomatami, sprawdzili wszystkich i to by było na tyle. Kryśce zostawili mandat za zakłócanie ciszy nocnej, zgarnęli małą grupkę niepełnoletnich, do której miałam nieszczęście należeć. Rozwieźli nas do domów, wytłumaczyli rodzicom całą sytuację. Nie powiem, moi nie byli zbyt szczęśliwi – niby wiedzieli gdzie idę, ale uparli się, że skoro osiemnaste urodziny będę obchodzić dopiero za niecałe dwa miesiące, powinnam być trzeźwa. Nie pomógł też fakt, że w mojej torebce znaleźli do połowy wypaloną paczkę miętowych LM’ów. Tłumaczenie, że przechowywałam koleżance uznali za niezbyt przekonujące. W jednej chwili matka wykonała kilka telefonów – a warto zaznaczyć, że było już dobrze po północy – po czym kazała mi pakować walizki. W ten sposób znalazłam się tu – w jakże cudownej szkole z internatem znajdującej się w niezbyt wielkiej miejscowości, której nazwy nawet nie zapamiętałam. W nocy nie spałam zbyt wiele – kiedy skończyłam pakowanie było po czwartej, a wyjazd został zaplanowany na godzinę ósmą. Warto pamiętać, że była to niedziela, a w ten dzień tygodnia nic nie jest w stanie wyrwać mnie z łóżka przed dwunastą. Nie wstawałam tak wcześnie od pierwszej licealnej, kiedy to stwierdziłam, że Kościół karmi nas stekiem kłamstw oraz że Boga nie ma, skoro istnieją ludzie tacy jak moi rodzice. Jednak dziś nie było mi dane wyspać się ani trochę. Z łóżka podniosłam się o godzinie szóstej trzydzieści. Wykonałam perfekcyjny makijaż, dopakowałam resztę kosmetyków, wciągnęłam pierwszą lepszą rzecz wyciągniętą z garderoby – w dniu dzisiejszym oznaczało to granatowy top odcinany pod biustem, czarne, idealnie dopasowane rurki oraz conversy, które kiedyś były czarne, a dziś już trochę zblakły – złapałam pokrowce z gitarą i keyboardem i zbiegłam do auta. Ojciec zajął się resztą bagaży, nie szczędząc mi narzekania, że wyjeżdżam na osiem miesięcy, a zabieram z sobą pół domu. W samochodzie założyłam słuchawki i włączyłam Nirvanę, aby nie słyszeć marudzenia matki, że robią to wszystko dla mojego dobra. Przykro mi, ale jakoś ciężko mi w to uwierzyć. Wcześniej dla mojego dobra zapisali mnie na milion zajęć pozalekcyjnych, takich jak tenis czy francuski. I o ile te zajęcia mogły przydać mi się w życiu to gdy zapisali mnie na warsztaty tkackie, powiedziałam dość. Stałam się wtedy typową zbuntowaną dziewczynką z dobrego domu. Nagle średnia moich ocen opadła z 5 do niecałych 4, zaczęłam coraz więcej imprezować, pić, dorwałam się do papierosów, później do skrętów… a oni, jak się po nich spodziewałam, nie zauważyli niczego. Raz czy drugi wróciłam zbyt późno do domu – przy czym „zbyt późno” znaczy tu w momencie, w którym jedli śniadanie. Matka wtedy pokrzyczała, pokrzyczała i na tym się kończyło. Posunęłam się nawet do zrobienia tatuażu na prawej łopatce. Zwyczajnie chciałam zobaczyć, czy ich to ruszy. Ale nawet „it’s fun to lose and to pretend” nie przykuło ich uwagi. Raz ojciec zauważył bandaż i spytał co się stało. Uwierzył w wypadek na treningu koszykówki. Nawet nie pamiętał, że ostatecznie nie udało mu się zapisać mnie na kosza, bo treningi kolidowały z Klubem Dyskusyjnym oraz zebraniami komitetu charytatywnego, na które matka ciągała mnie co czwartek. Takich właśnie mam rodziców. Teraz „z miłości” zatrzymali się przed – nie powiem, dobrze wyglądającym – ogromnym budynkiem z czerwonej cegły, zaczekali aż wyciągnę wszystkie siedem walizek, dwie torby oraz oba pokrowce z instrumentami, mruknęli coś w stylu „to dla twojego dobra Michalinko” oraz „tu ci będzie najlepiej” i odjechali bez pożegnania. Całkiem w ich stylu.
- Michalina Mrozińska? – spytała jakaś kobieta w średnim wieku.
-Hm, tak. Mogę w czymś pomóc? – wymruczałam standardową formułkę, którą wciskali mi na zajęciach z savoir - vivre w każdą środę między szesnastą a siedemnastą trzydzieści.
-Myślę, że to ja mogę pomóc tobie, dziecko. Jestem dyrektorką tej szkoły. Przyjaźnię się także z twoją matką, która dała mi do zrozumienia, że jesteś raczej trudnym przypadkiem… Chodź, pokażę ci pokój, który będziesz zajmować. W międzyczasie mogę odpowiedzieć na wszystkie pytania.
-Gdzie my właściwie jesteśmy? – to jedyne, co mnie interesowało. Choć nie, właściwie to chciałam tylko wiedzieć, gdzie mogę dostać belgijskie gofry z dżemem pomarańczowym i karmelową latte. Dobra, nie musiała być latte, chciałam tylko kofeiny, nieważne w jakiej postaci.
-Znajdujemy się w Bełchatowie, malowniczej miejscowości położonej około 160 kilometrów od Warszawy, więc w zasadzie do domu będziesz pewnie jeździć tylko na święta…
-Przepraszam? – przerwałam – nie chcę być niemiła, ale co z moimi bagażami? Sama niestety tyle nie uniosę...
-Och, tak… Myślę, że jakoś sobie poradzimy – powiedziała dziarsko i chwyciła jedną z toreb… niestety trochę źle oceniła jej ciężar, bo po chwili mocowania się, poddała się. – No nic, poczekaj tutaj, a ja sprowadzę kogoś do pomocy – mówiąc to ruszyła w stronę budynku. Po chwili oczekiwania usłyszałam męski głos dobiegający gdzieś ze strony nieba.
-Może pomogę z tym tutaj? – spojrzałam w górę i zobaczyłam dość przystojnego faceta, na oko jakieś pięć, może sześć lat starszego ode mnie. Miał chyba ze dwa metry wzrostu, więc z moim metrem sześćdziesiąt pięć miałam tylko jedną myśl, a mianowicie „wiać!, wiać!”. Cóż, normalni ludzie nie powinni być tacy ogromni. Mógłby mnie zabić, a ja bym nawet nie poczuła.
-Jeśli to nie będzie problemem, to chętnie skorzystam z pańskiej pomocy – uśmiechnęłam się zalotnie. Wiem, że nie powinnam flirtować ze starszym facetem. Ale cóż, nie powinnam też pić, palić, imprezować do białego rana i robić połowy rzeczy, które robię. Jeśli się zastanowić, w ogóle nie powinnam żyć, bo to demoralizuje innych… Nic jednak nie mogę poradzić, lubię to wszystko.
- Problem mielibyśmy wtedy, gdyby taka kobieta musiała nosić swoje rzeczy bez żadnej pomocy – uśmiechnął się.
-Problem jest taki, że nie mam pojęcia, gdzie powinnam iść… - szybko sprowadziłam nas oboje na ziemię.
-Nowa uczennica? Nauczycielka?
-Przeniosłam się tu na ostatni rok.. Pan jest nauczycielem, zgadłam?
-Niestety nie, choć gdybym wiedział, że uczą się tu takie dziewczęta… No nic, trochę wiem gdzie powinniśmy iść, więc czy mogę pokazać drogę? – ukłonił się, co pewnie miało wyjść szarmancko. Według mnie wyglądało komicznie, ale to nic.
-Oczywiście, będę wdzięczna – odpowiedziałam. Podążyliśmy w stronę budynku, który początkowo wzięłam za szkołę. Był to jednak akademik, a szkoła znajdowała się w budynku obok. Gdy tylko przekroczyliśmy próg – ja niosąca torebkę oraz moje ukochane instrumenty i mój towarzysz, który jakimś cudem dorwał wózek bagażowy i pchał go razem ze wszystkimi moimi rzeczami, co było wyczynem godnym medalu na olimpiadzie – wpadliśmy na dyrektorkę.

-A więc poznałaś już pana Kurka, Michalino? Dzięki jego uprzejmości klasa maturalna wybierze się w następny weekend na mecz lokalnej drużyny, Skry Bełchatów. Myślę że cię to zainteresuje, w końcu mama już zapisała cię do drużyny… - paplała dalej, a ja mogłam myśleć tylko o jednym: Cholera, nieźle się wygłupiłam.

_____

Dobra, coś jest. Krótkie, wątpliwej jakości, ale jest. Następny prawdopodobnie nie pojawi się przed 20 sierpnia, bo dopiero wtedy wracam z obozu, choć postaram się przesłać komuś drugi rozdział i poprosić o dodanie w moim imieniu. W takim przypadku można się spodziewać rozdziału mniej więcej za tydzień, a następnego po 20. Przyjmując że ktoś będzie chciał to czytać, ofc. Do zobaczenia po moim powrocie </3

6 komentarzy:

  1. jak tak można Kurka nie poznać? ;) ogólnie super! i czekam na następny, mam nadzieję, że przed 20 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. zapowiada się ciekawie :D Oczywiście będę czytać dalej :D
    Zapraszam także do mnie : http://bojestescalymmoimzyciem.blogspot.com/

    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tu będę wpadać i chcieć czytac:D No dość ciekawą postacią jest Michalina, patrząc na zachowanie rodziców nic dziwnego że i ona się tak zachowuje. I poznała Kurka, jaki dżentelmen z niego :P
    Czekam na kolejne oby nie 20 tylko wczesniej.
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na moje dwa blogi: http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ oraz:http://w-pulapce-uczuc.blogspot.com :) proszę o szczere opinie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Będę tu wpadać oczywiście ;) i proszę o informowanie ;) I najważniejsze tego Bloga do The Versatile Blogger. Więcej informacji na http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ W zakładce The Versatile Blogger. Wiem,to dopiero początek ;) Ale taka historia musi być świetna,już jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger :) Szczegóły u mnie: http://ona--to--on--siatkarska--przygoda.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń