Wszystko było
super. Byłam na imprezie, trochę wypiliśmy, nie za dużo, tak tylko żeby się
dobrze bawić. Karol nareszcie zebrał się na odwagę i zaprosił mnie na randkę.
Wszystko działo się szybko, może nawet aż za bardzo. Towarzystwo było wesołe,
muzyka dobra, nawet piwo, które – notabene – było jedynym napojem alkoholowym
na urodzinach Kryśki, smakowało jakoś bardziej. Choć piwa ogólnie nie lubię,
wolę wódkę albo whiskey. Najbardziej whiskey. Tańczyliśmy, wygłupialiśmy się…
Ale w jednej sekundzie wszystko się skończyło. Ktoś z sąsiedztwa zadzwonił po
policję. Dwaj mundurowi wpadli z alkomatami, sprawdzili wszystkich i to by było
na tyle. Kryśce zostawili mandat za zakłócanie ciszy nocnej, zgarnęli małą
grupkę niepełnoletnich, do której miałam nieszczęście należeć. Rozwieźli nas do
domów, wytłumaczyli rodzicom całą sytuację. Nie powiem, moi nie byli zbyt
szczęśliwi – niby wiedzieli gdzie idę, ale uparli się, że skoro osiemnaste
urodziny będę obchodzić dopiero za niecałe dwa miesiące, powinnam być trzeźwa.
Nie pomógł też fakt, że w mojej torebce znaleźli do połowy wypaloną paczkę
miętowych LM’ów. Tłumaczenie, że przechowywałam koleżance uznali za niezbyt
przekonujące. W jednej chwili matka wykonała kilka telefonów – a warto
zaznaczyć, że było już dobrze po północy – po czym kazała mi pakować walizki. W
ten sposób znalazłam się tu – w jakże cudownej szkole z internatem znajdującej
się w niezbyt wielkiej miejscowości, której nazwy nawet nie zapamiętałam. W
nocy nie spałam zbyt wiele – kiedy skończyłam pakowanie było po czwartej, a
wyjazd został zaplanowany na godzinę ósmą. Warto pamiętać, że była to
niedziela, a w ten dzień tygodnia nic nie jest w stanie wyrwać mnie z łóżka
przed dwunastą. Nie wstawałam tak wcześnie od pierwszej licealnej, kiedy to
stwierdziłam, że Kościół karmi nas stekiem kłamstw oraz że Boga nie ma, skoro
istnieją ludzie tacy jak moi rodzice. Jednak dziś nie było mi dane wyspać się
ani trochę. Z łóżka podniosłam się o godzinie szóstej trzydzieści. Wykonałam
perfekcyjny makijaż, dopakowałam resztę kosmetyków, wciągnęłam pierwszą lepszą
rzecz wyciągniętą z garderoby – w dniu dzisiejszym oznaczało to granatowy top
odcinany pod biustem, czarne, idealnie dopasowane rurki oraz conversy, które
kiedyś były czarne, a dziś już trochę zblakły – złapałam pokrowce z gitarą i
keyboardem i zbiegłam do auta. Ojciec zajął się resztą bagaży, nie szczędząc mi
narzekania, że wyjeżdżam na osiem miesięcy, a zabieram z sobą pół domu. W
samochodzie założyłam słuchawki i włączyłam Nirvanę, aby nie słyszeć marudzenia
matki, że robią to wszystko dla mojego dobra. Przykro mi, ale jakoś ciężko mi w
to uwierzyć. Wcześniej dla mojego dobra zapisali mnie na milion zajęć
pozalekcyjnych, takich jak tenis czy francuski. I o ile te zajęcia mogły
przydać mi się w życiu to gdy zapisali mnie na warsztaty tkackie, powiedziałam
dość. Stałam się wtedy typową zbuntowaną dziewczynką z dobrego domu. Nagle
średnia moich ocen opadła z 5 do niecałych 4, zaczęłam coraz więcej imprezować,
pić, dorwałam się do papierosów, później do skrętów… a oni, jak się po nich
spodziewałam, nie zauważyli niczego. Raz czy drugi wróciłam zbyt późno do domu
– przy czym „zbyt późno” znaczy tu w momencie, w którym jedli śniadanie. Matka
wtedy pokrzyczała, pokrzyczała i na tym się kończyło. Posunęłam się nawet do zrobienia
tatuażu na prawej łopatce. Zwyczajnie chciałam zobaczyć, czy ich to ruszy. Ale
nawet „it’s fun to lose and to pretend” nie przykuło ich uwagi. Raz ojciec
zauważył bandaż i spytał co się stało. Uwierzył w wypadek na treningu
koszykówki. Nawet nie pamiętał, że ostatecznie nie udało mu się zapisać mnie na
kosza, bo treningi kolidowały z Klubem Dyskusyjnym oraz zebraniami komitetu
charytatywnego, na które matka ciągała mnie co czwartek. Takich właśnie mam
rodziców. Teraz „z miłości” zatrzymali się przed – nie powiem, dobrze
wyglądającym – ogromnym budynkiem z czerwonej cegły, zaczekali aż wyciągnę
wszystkie siedem walizek, dwie torby oraz oba pokrowce z instrumentami,
mruknęli coś w stylu „to dla twojego dobra Michalinko” oraz „tu ci będzie
najlepiej” i odjechali bez pożegnania. Całkiem w ich stylu.
- Michalina
Mrozińska? – spytała jakaś kobieta w średnim wieku.
-Hm, tak. Mogę w
czymś pomóc? – wymruczałam standardową formułkę, którą wciskali mi na zajęciach
z savoir - vivre w każdą środę między szesnastą a siedemnastą trzydzieści.
-Myślę, że to ja
mogę pomóc tobie, dziecko. Jestem dyrektorką tej szkoły. Przyjaźnię się także z
twoją matką, która dała mi do zrozumienia, że jesteś raczej trudnym
przypadkiem… Chodź, pokażę ci pokój, który będziesz zajmować. W międzyczasie
mogę odpowiedzieć na wszystkie pytania.
-Gdzie my
właściwie jesteśmy? – to jedyne, co mnie interesowało. Choć nie, właściwie to
chciałam tylko wiedzieć, gdzie mogę dostać belgijskie gofry z dżemem
pomarańczowym i karmelową latte. Dobra, nie musiała być latte, chciałam tylko
kofeiny, nieważne w jakiej postaci.
-Znajdujemy się
w Bełchatowie, malowniczej miejscowości położonej około 160 kilometrów od
Warszawy, więc w zasadzie do domu będziesz pewnie jeździć tylko na święta…
-Przepraszam? –
przerwałam – nie chcę być niemiła, ale co z moimi bagażami? Sama niestety tyle
nie uniosę...
-Och, tak…
Myślę, że jakoś sobie poradzimy – powiedziała dziarsko i chwyciła jedną z
toreb… niestety trochę źle oceniła jej ciężar, bo po chwili mocowania się,
poddała się. – No nic, poczekaj tutaj, a ja sprowadzę kogoś do pomocy – mówiąc
to ruszyła w stronę budynku. Po chwili oczekiwania usłyszałam męski głos
dobiegający gdzieś ze strony nieba.
-Może pomogę z
tym tutaj? – spojrzałam w górę i zobaczyłam dość przystojnego faceta, na oko
jakieś pięć, może sześć lat starszego ode mnie. Miał chyba ze dwa metry
wzrostu, więc z moim metrem sześćdziesiąt pięć miałam tylko jedną myśl, a
mianowicie „wiać!, wiać!”. Cóż, normalni ludzie nie powinni być tacy ogromni.
Mógłby mnie zabić, a ja bym nawet nie poczuła.
-Jeśli to nie
będzie problemem, to chętnie skorzystam z pańskiej pomocy – uśmiechnęłam się
zalotnie. Wiem, że nie powinnam flirtować ze starszym facetem. Ale cóż, nie
powinnam też pić, palić, imprezować do białego rana i robić połowy rzeczy,
które robię. Jeśli się zastanowić, w ogóle nie powinnam żyć, bo to demoralizuje
innych… Nic jednak nie mogę poradzić, lubię to wszystko.
- Problem
mielibyśmy wtedy, gdyby taka kobieta musiała nosić swoje rzeczy bez żadnej
pomocy – uśmiechnął się.
-Problem jest
taki, że nie mam pojęcia, gdzie powinnam iść… - szybko sprowadziłam nas oboje
na ziemię.
-Nowa uczennica?
Nauczycielka?
-Przeniosłam się
tu na ostatni rok.. Pan jest nauczycielem, zgadłam?
-Niestety nie,
choć gdybym wiedział, że uczą się tu takie dziewczęta… No nic, trochę wiem
gdzie powinniśmy iść, więc czy mogę pokazać drogę? – ukłonił się, co pewnie
miało wyjść szarmancko. Według mnie wyglądało komicznie, ale to nic.
-Oczywiście,
będę wdzięczna – odpowiedziałam. Podążyliśmy w stronę budynku, który początkowo
wzięłam za szkołę. Był to jednak akademik, a szkoła znajdowała się w budynku
obok. Gdy tylko przekroczyliśmy próg – ja niosąca torebkę oraz moje ukochane
instrumenty i mój towarzysz, który jakimś cudem dorwał wózek bagażowy i pchał
go razem ze wszystkimi moimi rzeczami, co było wyczynem godnym medalu na
olimpiadzie – wpadliśmy na dyrektorkę.
-A więc poznałaś
już pana Kurka, Michalino? Dzięki jego uprzejmości klasa maturalna wybierze się
w następny weekend na mecz lokalnej drużyny, Skry Bełchatów. Myślę że cię to
zainteresuje, w końcu mama już zapisała cię do drużyny… - paplała dalej, a ja
mogłam myśleć tylko o jednym: Cholera, nieźle się wygłupiłam.
_____
Dobra, coś jest. Krótkie, wątpliwej jakości, ale jest. Następny prawdopodobnie nie pojawi się przed 20 sierpnia, bo dopiero wtedy wracam z obozu, choć postaram się przesłać komuś drugi rozdział i poprosić o dodanie w moim imieniu. W takim przypadku można się spodziewać rozdziału mniej więcej za tydzień, a następnego po 20. Przyjmując że ktoś będzie chciał to czytać, ofc. Do zobaczenia po moim powrocie </3
jak tak można Kurka nie poznać? ;) ogólnie super! i czekam na następny, mam nadzieję, że przed 20 <3
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie :D Oczywiście będę czytać dalej :D
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie : http://bojestescalymmoimzyciem.blogspot.com/
Pozdrawiam :D
Ja tu będę wpadać i chcieć czytac:D No dość ciekawą postacią jest Michalina, patrząc na zachowanie rodziców nic dziwnego że i ona się tak zachowuje. I poznała Kurka, jaki dżentelmen z niego :P
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne oby nie 20 tylko wczesniej.
POZDRAWIAM !!!
Paulka
Zapraszam na moje dwa blogi: http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ oraz:http://w-pulapce-uczuc.blogspot.com :) proszę o szczere opinie ;)
OdpowiedzUsuńBędę tu wpadać oczywiście ;) i proszę o informowanie ;) I najważniejsze tego Bloga do The Versatile Blogger. Więcej informacji na http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com/ W zakładce The Versatile Blogger. Wiem,to dopiero początek ;) Ale taka historia musi być świetna,już jest ;)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do The Versatile Blogger :) Szczegóły u mnie: http://ona--to--on--siatkarska--przygoda.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuń